Nie targuj się z Panem Bogiem
To była sytuacja bez wyjścia. Pozwólcie, że nie będę pisał szczegółów. Ludzkimi siłami sprawa niemożliwa do rozwiązania. Już jakiś czas się borykałem z problemem, który żyć nie dawał, a którego nie można było rozwiązać samodzielnie. Co robić? Nie miałem już więcej pomysłów.
Wiele lat obserwowałem pielgrzymów, którzy co roku z modlitwą i pieśnią na ustach podążali do Matki na Jasną Górę. Zawsze ich podziwiałem, machałem im i żałowałem, że ja nigdy nie pójdę. „Ja przecież nie dam rady. Gdzie? Ja? Przez całą Polskę? Na piechotę? Nie da rady... „
No i kiedy dopadło mnie coś strasznego i kiedy wszystkiego już spróbowałem, stwierdziłem, że skoro to jest niemożliwe do pokonania, to ja ofiaruję niemożliwe, prosząc o pomoc Matki i pójdę. Nie miałem nic do stracenia.
Moja decyzja o pójściu na pierwszą moją pielgrzymkę zapadła dwa dni wcześniej. Taki pomysł desperata. Wtedy myślałem jeszcze jak ten co gra w „totka” żeby nie powiedzieć, że nie próbował. Nie miałem nadziei, ale to było najlepsze i ostatnie co wymyśliłem.
Moja wiara była dziwna. Wiedziałem, że Pan Bóg może wszystko, ale czy zechce? Pewnie nie ale jak nie spróbuję to będę sobie wyrzucał.
I poszedłem...
Modlitwa, pieśni, eucharystia, wspaniali ludzie. Nigdy wcześniej takich nie poznałem. Cudowny czas. Przeżywałem bardzo intymne chwile z moim Stwórcą. Z Bogiem co dzień. Tyle czasu na modlitwie... Uczta dla ducha. Pielgrzymka pokazała mi jak się modlić, jak oderwać od świata, jak odpocząć.
Ale to z czym poszedłem dalej wisiało nade mną. Już jakiś czas szedłem a zmian nie było. Hmm... Czy to działa? Czy trzeba czekać na koniec? Przecież skąd mam to wiedzieć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Z kim pogadać? Co prawda nie ma jeszcze połowy pielgrzymki ale... Może jak obiecam, że pójdę jeszcze raz...
Pewnego wieczora przed apelem poszedłem do punktu medycznego troszkę wcześniej, żeby uniknąć kolejki, trochę pomóc i może pogadać. Te Siostry były naprawdę fajne i bardzo lubiłem z nimi rozmowę. To był dopiero piąty dzień a już się z nimi zaprzyjaźniłem. Kiedy tak sobie rozmawialiśmy, jedna Siostra mnie spytała, czy się wybiorę na pielgrzymkę w przyszłym roku i tak w ogóle jak mi się podoba. Ja na to odpowiedziałem, pamiętam jak dziś: „Siostro, takich chwil nie przeżyłem nigdzie i chociaż czasem ciężko, to jest cudownie, a czy pójdę jeszcze raz, to nie wiem. Jak Pan Bóg wysłucha mojej intencji to pójdę, przynajmniej raz, a może dwa. Zobaczymy...” Siostra wysłuchała, spoważniała i powiedziała mniej więcej coś takiego: „Oj Braciszku, nie targuj się z Panem Bogiem. Zaufaj.:.” Dalszej części nie pamiętam bo mnie zszokowały te słowa. Taka oczywistość a ja nie jej nie widziałem. W sercu powiedziałem, że nie wiem czy Pan mnie wysłucha ale ja i tak pójdę, bo Przecież kocham. Zaraz się skończyła rozmowa bo trzeba było się zbierać na Apel Jasnogórski.
Apel był wyjątkowy. Tak to ja się nie modliłem nigdy wcześniej. To było takie mocne, że aż dziwne. Tak chciałem przeżywać modlitwę już zawsze. Czemu tak było? Tak zaufałem? Zaufałem tak jak zawsze. Więc co? I nagle wiem! Nie myślałem o moim problemie! Całkiem się poświęciłem modlitwie i nic, ale to noc mnie nie rozpraszało.
Po powrocie go moich gospodarzy cały szczęśliwy, tak poddałem się kontemplacji i rozmyślałem o apelu, o rozmowie z siostrą i o pielgrzymce. Aż nagle postanowiłem zobaczyć co się dzieje w „realnym świecie”. Dzwonię do domu, kolegów pytam co słychać. I wiecie co? Już załatwione! Wszystko z czym szedłem, to niemożliwe już nie istnieje. Sprawa rozwiązana! Do dziś nie wróciło! Wystarczyło uwierzyć i się nie targować!
Chodzę na pielgrzymkę do dziś. Ufam Bogu. Nie myślę jak ten co gra w loterii na wszelki wypadek. Najlepszych ludzi na świecie poznałem na pielgrzymce. To moja rodzina. Kocham, kocham, kocham.
Jeśli macie jakieś wątpliwości czy iść a macie jakieś intencje... Nieście do Mamy!!!